czwartek, 17 czerwca 2021

postaci

Jack -29 rlat, głupkowaty, postawa osła ze shreka, ma dzieci, Piotruś pan, zraniony w przeszłości przez kobietę 

Calum -26 lat

sobota, 13 grudnia 2014

Fjerde

UWAGA!
Opowiadanie zawiera niecenzuralne słowa, więc jeśli jesteś osobą wrażliwą polecam nieczytanie tego rozdziału :)

_________________________________________________________________


Po paru piosenkach przetańczonych z nieznajomym mi facetem stwierdziłam, że chcę się przewietrzyć. Wiedziałam tylko, że osobnik nazywa się Jack i wydawało mi się, że jest zawodnikiem tego całego Arsenalu. Chłopak nie chciał zostawić mnie samej co tak naprawdę mi nie przeszkadzało. Był uroczy. Choć mocno wstawiony, potrafił się zachować. Do tej pory..
- Wiesz, tak naprawdę to miałem Cię zaliczyć, ale jesteś chyba jakąś znajomą Ramseya bo się strasznie wkurwił jak mu to powiedziałem. Poza tym jesteś chyba nieletnia. Jeszcze pójdę siedzieć, a to by zaszkodziło mojej karierze. - na te słowa zaniemówiłam. Jego słowa dotarły do mnie dopiero po kilkunastu sekundach. Byłam oszołomiona.
- Powinnam ci przywalić ale jesteś pijany, więc pójdę do tego Twojego Ramseya i mu powiem, że tu jesteś.- jak powiedziałam, tak zrobiłam. Zaskoczyła mnie bezczelność tego człowieka, a skoro ten Aaron tak gwałtownie zareagował, to może przetłumaczy jak powinno się postępować z kobietami.
Weszłam do klubu i ruszyłam w stronę grupki piłkarzy. Przy Aaronie kręciła się już rudowłosa kobieta, na oko 30 lat, ubrana w sukienkę, w której spokojnie mogłaby pracować w klubie go go. Robiła słodkie minki do każdego z piłkarzy. Gdy podeszłam do nich, Ramsey szybko wstał i poprawił swoją czarną, idealnie wyprasowaną koszulę. Aż się prosił o to, aby zapytać czy nowa, czy wyprana w perwollu.
- Mógłbyś się zająć swoim kolegą? Jest kompletnie pijany i gada głupoty. Ma szczęście, że jestem dziś wyjątkowo spokojna, bo miałby już obitą twarz. - słysząc to, Aaron zmarszczył czoło i kazał mi poprowadzić go do Jacka.
- Co ty powiedziałeś tej Pani? - pani? jestem od niego młodsza..
- jaaa? To co Tobie - powiedział i roześmiał się Wilshere.
- Chyba ktoś musi Cię w końcu wychować - zacisnął pięści szykując się do walki. Widząc to chwyciłam go za ramię i starałam uspokoić. Spojrzał na mnie i złość momentalnie zniknęła z jego twarzy.
- Muszę już iść, a ty.. nic nie rób Jackowi. Jutro rano i tak będzie chorował - posłałam Aaronowi uśmiech i weszłam z powrotem do klubu, aby wyjść innymi drzwiami. Nie chciałam aby piłkarze nagle zaczęli się bić czy coś w tym rodzaju. Jestem poszukiwana w całej Europie więc wolę nie zwracać na siebie uwagi. Poza tym, Wilshere był kompletnie pijany więc i tak nic by do niego nie dotarło.
Wróciłam do domu i wykończona opadłam na łóżko. Po paru sekundach usnęłam.
*
Z rana musiałam załatwić wszystkie potrzebne dokumenty do mojego cudownego, jednak ryzykownego planu. Sfałszowane papiery, testy na ojcostwo, akty i tak dalej. Z tym wszystkim muszę udać się do mojego nowego przyrodniego brata. Spędziłam nad tym niemal cały dzień. Jeśli mi się nie uda znów będę musiała uciec. Tym razem chyba do Australii. Postanowiłam zaryzykować. Spędziłam wieczór na researchu. Coś jednak poszło nie tak. Mój obiekt zmienił dostawcę internetu. Niech to.. jeszcze wczoraj wszystko działało. Po paru próbach, na ekranie wciąż pojawiał się błąd dostępu. Była 23. Wyszłam z domu, wsiadłam w samochód i pojechałam pod wcześniej wyszukany adres. Zatrzymałam się pod sporych rozmiarów domem. W oknach widać było dwie postacie. Widać wyraźnie. Kobieta i mężczyzna. Kłócą się. Postanowiłam jednak robić to, co do mnie należy. Wkradłam się na podwórko i znalazłam interesującą mnie puszkę. Podważyłam zaślepkę scyzorykiem. Podłączyłam swój komputer do kabli które połączyłam uprzednio z wystającymi światłowodami. Teraz tylko włączę program napisany przez Patcha i wszystko gotowe. Pozostało 9 minut. Okej, poczekam. Nagle usłyszałam jakiś płacz. Głośno szlochająca osoba trzasnęła drzwiami i szybko oddaliła się od domu, odjeżdżając spod podjazdu z piskiem opon.

***

- Jennifer nie wiem o czym ty mówisz! Nie znam tej kobiety, rozumiesz? 
- Olivier mam Cię dość! Mam Cię po prostu dość! Nienawidzę twoich kłamstw i nie zamierzam ich dłużej znosić! Jesteś zarozumiałym, zadufanym w sobie ignoranckim dupkiem! 
- Jennifer..
- Nie mów nic do mnie! Nie mogę już na Ciebie patrzeć. Mdli mnie na twój widok. Jesteś ostatnią osobą z którą zamierzam spędzić swoje życie! Egoistyczna, kłamliwa męska świnio! Daję Ci wolną rękę, możesz robić z tą czy inną dziwką cokolwiek chcesz, mam to gdzieś.
- Jenn..
- Pieprz się Giroud!  - partnerka Oliviera wypowiadając ostatnie słowa wyszła trzaskając mocno drzwiami. Mężczyzna właśnie wrócił do domu po meczu. Jego żona dowiedziała się o zdradzie. Był wtedy daleko od domu, pewien, że nic się nie wyda. Ona była taka kusząca. Zapewniała mu dyskrecję. Jak widać przeliczył się. Pani Giroud musiała to zaplanować. Miała już spakowane walizki. Zawsze była nieufna, miała ku temu powody. Bez przerwy ktoś donosił jej o zdradach jej męża. Łudziła się jednak że te informacje są wyssane z palca. Chciała w to wierzyć. Jednak było tego już za wiele.  

***

Po zakończeniu pracy programu mogłam spokojnie udać się do domu. Zastanawiało mnie co się stało w mieszkaniu piłkarza. Pewnie kłótnia małżeńska.. Może to i lepiej? Niedługo będę musiała zacząć realizować swój plan, najlepiej jak najszybciej. Przypomniałam sobie o Wilsherze. Wypadałoby się zemścić za to co powiedział. Może jednak nie warto? Był pijany, przez co szczery do bólu. To tylko facet. Zwykłe bezmózgie yeti. Cholerni mężczyźni! I jeszcze ten tekst z wątpieniem w moją pełnoletniość. No tutaj to się chłopak pogrążył. Jestem od niego młodsza tylko rok a on mi tu z czymś takim wyjeżdża. Idiota! 
Ciekawe co u Aarona.. zastanawiam się czy dał spokój Wilsherowi. Przyznam szczerze, że jest niezły. Ma piękne oczy i taki męski zarost.. dobra, koniec bo się rozmarzę. Idę spać, bo jutro rozpoczynam akcję rodzinka. Wszystkie dokumenty ładnie zabezpieczę jutro. Dziś już padam na twarz...

***

Obudziłam się wczesnym rankiem. Wczoraj w nocy wyszukałam, że trening Arsenalu zaczyna się o 10 rano. Była 6. Do mojego obiektu udam się o 8. Postanowiłam założyć ciemne jeansy i koszulę w kratę. Do tego buty na niewielkim obcasie. Mam być grafikiem, muszę jakoś przyzwoicie wyglądać. Włosy w wysoki kucyk, delikatny makijaż, pełny profesjonalizm. Zabrałam aktówkę z wszystkimi potrzebnymi papierami, napiłam się łyk kawy w biegu, zauważając, że powinnam wyjść z domu kilkanaście minut temu. 
Dotarłam na przedmieścia Londynu. Mam ogromnego farta, że nie stresują mnie takie sytuacje, bo raczej nie odważyłabym się zadzwonić do drzwi. 
Otworzył mi przystojny mężczyzna, w samych bokserkach. Był zaspany, na początku dość zaskoczony, po chwili jednak uśmiechnął się szeroko i przygryzł wargę. 
- W czym mogę Pani pomóc? - uśmiechnął się tajemniczo.
- Dzień dobry, mogę wejść? Nie wydaje mi się, by była to sprawa do załatwienia w progu. 
- Oczywiście - zmarszczył lekko brwi, zaprosił mnie do środka i udał się do jednego z pomieszczeń, po paru sekundach wrócił z założonymi spodniami i koszulką.- więc co Panią do mnie sprowadza? Jest Pani dziennikarką? Zwykle ich nie wpuszczam, ale Pani jest chyba za młoda na ten zawód. 
- Nie, dobrze się Pan domyśla, nie jestem dziennikarką. Nazywam się Malin Solberg i chciałam porozmawiać o Pańskim ojcu. 
- Mój ojciec nie żyje - Francuz zrobił nieco podejrzliwą minę 
- Tak, wiem. Chciałam tylko Pana poinformować, że jestem Pańską przyrodnią siostrą. - serce biło mi jak nigdy dotychczas. Czekanie na jego reakcję było najgorszą rzeczą od dawna. Nie bałam się tak nawet Koslova. Giroud zaś zaniemówił. 
- Słucham? - wykrztusił z siebie po chwili milczenia.
- Rozumiem, że jest Pan zaskoczony. Dokładnie dwadzieścia dwa lata temu Pana ojciec miał romans z moją mamą. Często wyjeżdżał w delegację, prawda? - w odpowiedzi otrzymałam delikatne skinienie głową - Jestem Pana siostrą Panie Giroud. Wiem, że może mi Pan nie wierzyć, dlatego przygotowałam dla Pana wszystkie odpowiednie dokumenty. - Wyjęłam plik kartek i podałam je mojemu nowemu bratu. On zaczął powoli przeglądać wszystkie dokumenty. Oparł głowę o rękę i powoli, szczegółowo czytał każdy tekst. Po parunastu minutach głęboko westchnął. 

***


- Wilshere ty mendo - warknął w stronę kolegi z drużyny Ramsey.
- Czego znowu? - oparł z wrednym uśmiechem Jack.
- Nie pamiętasz już co powiedziałeś tej dziewczynie w klubie?
- Aaron daj spokój, to jakaś głupia małolata, która jakimś cudem mi się oparła.
- Jakimś cudem? Jesteś obrzydliwy w całym tym swoim samouwielbieniu.
- Ramsey, trafiła mi się jakaś cnotka niewydymka a ty mi tu jakieś głupoty pieprzysz. Proszę Cię, sama się o to prosiła.Dziwka jak wszystkie inne. - po paru sekundach od wypowiedzenia tych słów w stronę Wilshera został wymierzony mocny cios. - Ramsey pokurwiło cię?! Kurwa co ty odpierdalasz jak ja się pokażę na ulicy?!
- Odszczekaj to Wilshere. - Aaron z poważną miną spojrzał na swojego przyjaciela. Po chwili podbiegła do nich grupka chłopaków.
- Aaron co ty mu zrobiłeś - pisknął z przerażeniem Kieran.
- Nic mi nie zrobił. Zasłużyłem - uśmiechnął się delikatnie Jack. - zostawicie nas na chwilę samych? - grupka mężczyzn odeszła od dwójki przyjaciół. Zostali sami. Ramsey stał jak wryty. - Aaron. Masz rację. Ta dziewczyna coś dla Ciebie znaczy, przepraszam Cię najmocniej. Jestem idiotą, nie pomyślałem o tym. - ze skruszoną miną powiedział Wilshere.
- Nie znam jej Jack. Co to za różnica do cholery czy ona jest moją przyjaciółką, siostrą, żoną, kochanką czy po prostu losowo spotkaną dziewczyną? Potrafisz mi to wytłumaczyć? Dlaczego masz szanować kogoś kogo znam, a inną kobietę nazywać dziwką? Opamiętaj się Jack. To, że nie układa ci się z Lauren nie świadczy o niczym. No, może poza twoim brakiem dojrzałości. Żegnam Cię Jack. Dorośnij w końcu. - Aaron odszedł od bruneta spoglądając w stronę trenera, który widocznie nie miał najlepszego humoru. Po przyjściu do reszty drużyny dowiedział się, że Olivier nie dotarł na trening. Wenger zapytał czy ktoś może go odwiedzić, bo nie odbiera telefonu. Jak zwykle nikt się nie zgłosił. Giroud nie ma zbyt wielu kumpli ze względu na swoją ...powiedzmy delikatnie kochliwość.
- Ja pojadę trenerze. I tak nie mam nic do roboty.

***

- No dobrze więc.. może przejdźmy na ty? - uśmiechnął się niemrawo piłkarz.
- Pewnie, przydałoby się - odwzajemniłam uśmiech - Malin - podałam mu rękę.
- Olivier - jego twarz zdawała się rozpromieniać. Nie był to jednak uśmiech jak z samego rana, gdy zastałam go w samych bokserkach.
- Malin, co właściwie robisz w Londynie? Czym się zajmujesz? Skończyłaś już szkołę? Masz kogoś? Co z twoją matką? - Zalał mnie na wstępie pytaniami. Postanowiłam na wszystkie w miarę możliwości odpowiadać zgodnie z prawdą, aby się później nie pogubić.
- Mam 21 lat, jestem z zamiłowania grafikiem. Nie skończyłam w tym kierunku studiów. Byłam zajęta zarabianiem. Pracowałam w domu przy jakichś mniejszych projektach typu plakaty czy ulotki. Projektuję je. Czasami trafiło się coś z retuszu. Zajmuję się zarówno grafiką rastrową jak i wektorową. Musiałam skupić się na zarabianiu, ponieważ jestem sama. Moja mama zmarła razem z ojczymem w wypadku gdy miałam 2 lata, później wychowywali mnie dziadkowie, jednak oni też już nie żyją. Nie mam żadnej bliższej rodziny. Właściwie nikogo bliskiego. Dlatego chciałam Cię odnaleźć. - załamał mi się głos, w moich oczach pojawiły się łzy. Obcemu facetowi wyjawiłam prawdę, choć nie miałam takiego zamiaru. Niestety, choć lubiłam samotność, to noce były dla mnie utrapieniem. Myślałam o tym wszystkim, o moich rodzicach, których nigdy nie poznałam, o dziadkach, o wszystkich ciotkach i wujkach którzy nie zainteresowali się w ogóle moimi losami. Było mi ciężko szczególnie przy sprawie z Koslovem. Wiedziałam, że jeśli pójdę do więzienia, to nikt kompletnie mnie nie odwiedzi. Gdy wyjdę nie będę miała gdzie wrócić. Okrutne lecz prawdziwe. Często chciałam by ktoś po prostu mnie przytulił. W chwilach takich jak ta, gdy po policzkach spływały łzy, jedna za drugą. Gdy moja twarz nie wyrażała żadnych emocji, dostrzec można było jedynie strużkę łez, nic więcej. Poczułam ciepło Oliviera. Wiedziałam doskonale, że mnie przytula. Bałam się na niego spojrzeć. W tym momencie pojawił się w salonie Ramsey. Giroud obejmował mnie lekko, a ja miałam na policzkach łzy. Wytarłam je delikatnie wierzchem dłoni i uśmiechnęłam się do Oliviera.
- Cześć Aaron - uśmiechnął się do niego i pocałował mnie w czoło. Zaskakujące jak dużo może zdziałać jedno przytulenie. Poczułam ciepło. Po tym drobnym całusie w czoło miałam ochotę szeroko uśmiechnąć się. Powstrzymywał mnie jedynie Ramsey, który wzrokiem zdawał się przewiercać mnie na wylot. 


__________________________________________________________________

Końcówka o wiele bardziej mi się podoba niż początek. Nareszcie mam odrobinkę weny, więc publikuję i zabieram się za dalsze pisanie :)
Zapraszam do obserwowania i komentowania,
Wolfie :*











poniedziałek, 17 listopada 2014

Tredje

- Może i jestem szalony ale ta dziewczyna nie była jakąś zwykłą laską spotkaną na ulicy - wyszeptał Aaron do Wojtka podczas ich treningowej rozgrzewki.- Owszem Aaron, jest tylko i wyłącznie dziewczyną spotkaną na ulicy. To, że ma ładną buźkę nie oznacza że jest dla Ciebie stworzona. - odpowiedział jak zwykle stanowczy Szczęsny
- Ale te jej oczy.. - na twarzy piłkarza pojawił się cień uśmiechu
- Taki duży chłopiec a na ładne oczy się nabiera.. Ej.. Aaron..ty się uśmiechasz? - bramkarz zmrużył delikatnie oczy
- A nie mogę? - na twarzy Ramseya zagościł szeroki już uśmiech
- Nie wiem co to za dziewczyna ale skoro na wspomnienie o niej się uśmiechasz to nie wyjdzie z tego nic dobrego. Jak się spotykałeś z Coleen to też wiecznie się szczerzyłeś.
- Spadaj.
- PANOWIE! Proszę ćwiczyć bo następnym razem nie będę już taki miły - krzyknął trener Arsenalu
- Tak jest psze pana, pan się nie stresuje - odpowiedział spokojnie bramkarz.
Wojtek zawsze sprawiał wrażenie aroganckiego dupka, który w zasadzie nie liczył się z nikim. Chodził własnymi drogami, nie przejmował się opinią innych ludzi. Za to go lubiłem, wiedziałem, że zawsze będzie ze mną szczery i że można na niego liczyć. Nie chciałem jednak żeby miał rację co do spotkanej przeze mnie dziewczyny.
Po treningu udałem się do domu, zacząłem rozmyślać o przyszłości. Co właściwie ze mną będzie jeśli nie znajdę żony? Chcę założyć rodzinę, jednak tkwiąc w związku z niekochaną przeze mnie kobietą nic z tego nie wyjdzie. Teraz myślę już tylko o niej. O drobnej szatynce o pięknych oczach. Kim ona może być? Na pewno nie jest z Anglii. Ma dziwny akcent, zbyt twardy jak na nasze standardy. Skąd może być? Ma jasną cerę, ciemne oczy, ciemne włosy które mogą być efektem farby. Stawiam na Europę, ten akcent..
Rozmyślając usnąłem na kanapie, obudził mnie dzwonek do drzwi.
- No czeeeść misiaczku pysiaczku ty mój! - za drzwiami stali kompletnie pijani Kieran, Theo i Jack.
- Nigdy nie dorośniecie. - wywróciłem oczami
- Nie chcesz nas? To idziemy w miasto SAMI! Za mną chłopaki! Idziemy! - rozkazał Theo, który był w najgorszym stanie z całej trójki.
- Nie, czekajcie - przez myśl mi przeszło, że nie powinienem puszczać ich samych gdziekolwiek nie chcieliby iść. - mogę iść z wami?
- Nie wiem.. obraziłeś swoich najlepszych kumpli, powinieneś nas błagać o wybaczenie aaalee my nie jesteśmy tacy jak ty więc możesz iść z nami - wymamrotał Jack.
- dzięki chłopaki - uśmiechnąłem się tylko, powstrzymując salwę śmiechu.
- To idziemy podbić Londyn! - krzyknął głośno Kieran
Po drodze dowiedziałem się, że Theo zdradziła dziewczyna i z tego właśnie powodu to wszystko. Postanowiliśmy wstąpić do jakiegoś przyzwoitego klubu. Chwilę ich popilnuję, a potem odstawię do domów. Jak z dziećmi.


***


Obudziłam się z bólem głowy i obietnicą, że nie tknę alkoholu przez najbliższy rok. Postanowiłam pomyśleć nad tym, w jaki sposób wcielić swój wczorajszy plan w życie. Przede wszystkim teraz wzbudzam dużo podejrzeń. Muszę się przeprowadzić. Tylko jak? Nie mam pieniędzy. Powinnam mieć również rodzinę. I nie wchodzi w grę tylko i wyłącznie mąż. Muszę mieć całą rodzinę. Ale jak? Jak do cholery mam nagle skompletować całą rodzinę? Chyba że.. Nie, to nie jest dobry pomysł. Tylko czy mam inne wyjście?

Postanowiłam napisać do Patcha, ostatnio kontaktowałam się z nim naprawdę bardzo dawno. Włączyłam laptopa. Patch jak zwykle dostępny.

Cache//: Patch, masz dla mnie jakąś pracę? Londyn jest nudny.

Patch//: Zwariowałaś.

Cache//: Dlaczego?

Patch//: Cache, jesteś w Londynie. Idź do jakiegoś klubu i się zabaw, a nie pracujesz i się obijasz.

Cache//: Nie poznaję Cię Patch.

Patch//: Idź. 

Cache//: Nie lubię. Nie lubię ludzi.

Patch//: Polubisz Cache. Błagam Cię, nie marnuj sobie życia. Rozerwij się. Proszę, zrób to dla mnie.

Cache//: Ok Patch, Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem


Początkowo nie byłam przekonana do pomysłu Patcha, jednak po chwili zastanowienia postanowiłam udać się do jednego z Londyńskich klubów. Miałam jeszcze trochę czasu. Udałam się do łazienki. Nalałam do wanny gorącą wodę, dolałam lawendowego olejku, ustawiłam świeczki. Postanowiłam zrelaksować się przed dzisiejszym wyjściem. Przyda mi się. Zabrałam ze sobą zieloną herbatę i rozkoszowałam się zapachem lawendy oraz przyjemnym ciepłem wody. Po godzinie byłam już zrelaksowana i pełna sił. Wysuszyłam włosy, zakręciłam je w lekkie fale, zrobiłam nieco mocniejszy makijaż, pomalowałam paznokcie na czerwono. Następnie otworzyłam szafę i załamałam się. Nie mam ubrań, które mogłabym dziś założyć. A może i mam..Zaczęłam grzebać głęboko w szafie i dogrzebałam się do małej paczuszki. Tak, Ciebie właśnie szukałam! Odwinęłam zawiniątko i wyjęłam śliczną małą czarną sukienkę. Dostałam ją kiedyś od cioci, chyba na 17 urodziny. Długo musiała czekać na swoją kolej. Dobrałam do niej klasyczne czarne szpilki, które na szczęście zakupiłam kiedyś na okazję wizyty w sądzie. Złapałam w rękę małą czerwoną kopertówkę i ruszyłam do wyjścia. 


***


Siedziałem z chłopakami przy strefie dla Vipów. Theo został osaczony przez wianuszek dziewczyn, które niemal biły się o miejsce na jego kolanach. Okropne.
 - Ej, patrzcie jaka sztuka - nagle zawołał Jack kiwając w stronę szatynki. To ona! - myślicie że dziś zaliczę? - wyszczerzył się Wilshere
- Na pewno nie ją - odwarknąłem i ruszyłem w stronę baru, przy którym siedziała piękna nieznajoma. Nie zdążyłem - uprzedził mnie Wilshere, który porwał ciemnooką do tańca. Zrezygnowany opadłem na kanapę. Postanowiłem czekać na swoją kolej, która jednak nie nadchodziła. Para przetańczyła dokładnie sześć piosenek i zniknęła mi z pola widzenia. Zabiję Cię Wilshere. Zabiję jeśli tylko ją dotkniesz.


_____________________________________________________

Jest i 3! Kolejne spotkanie Aarona z Malin. Nie podoba mi się, ale pisane na szybko :)
Zapraszam do komentowania i obserwowania!
Wolfiee :*

















sobota, 8 listopada 2014

Andre

Obudziłem się o 7. Za godzinę trening. Wskoczyłem pod prysznic i jak co dzień zacząłem rozmyślać o życiu. Mam 24 lata. Gram we wspaniałym klubie, mam kilku dobrych znajomych, może nawet przyjaciół? Nigdy nie potrafiłem odróżniać tych dwóch stanów. Przyjaźń czy jeszcze koleżeństwo. I nigdy nie wychodziło z tego nic dobrego. Szczególnie w moim przypadku. Na szczęście obyło się bez głośnych skandali i mocnych nagłówków krzyczących z gazet. Wyszedłem z łazienki zmierzając w stronę kuchni. Od roku jestem sam. Parę miesięcy temu przeprowadziłem się z ogromnego domu, do mniejszego 90-metrowego apartamentu. Przytłaczała mnie pustka mojego poprzedniego miejsca zamieszkania. Nigdy nie lubiłem być sam. Teraz jestem. Nie z własnego wyboru. Nie czuję się winny za rozstanie z Coleen. Po prostu do siebie nie pasowaliśmy. Zdecydowaliśmy o tym jak normalni, cywilizowani ludzie na poziomie. Żadnych kłótni czy wyzwisk. Żałuję, że jestem sam, a nie tego, że nie jestem z Coleen. Chłopaki z drużyny często wmawiali mi, że do siebie pasowaliśmy i inne takie głupoty. Przyznam, że cholernie mnie to irytowało. Myśleli, że jak oni po rozstaniu zaraz polecę do pierwszej lepszej dziewczyny na jedną noc. Zawsze uważałem, że to bez sensu.
Wypiłem kawę, która była niezbędna każdego ranka, ubrałem się i pojechałem na trening. 

-Aaron gdzieś ty wczoraj był, że tak marnie wyglądasz? - zapytał z troską w głosie Wenger
-przepity jest panie trenerze! - wrzasnął któryś z Kanonierów
-znowu wasze zakazane twarze.. a te dwa dni były takie piękne - westchnąłem na wspomnienie o wolnym czasie spędzonym z bratem i jego rodziną.
-a temu co znowu? - zapytał z grymasem na twarzy Wilshere gdy wychodziłem z szatni
- baby mu trzeba Jack, nic więcej - odpowiedział Szczęsny 
Lubię ich, potrafią poprawić humor, to trzeba im przyznać, jednak czasem są strasznie irytujący, wręcz nie do wytrzymania. Zachowują się jak dzieci. Nie potrafią się na niczym skupić, rzadko kiedy da się z którymś poważnie porozmawiać. Najbardziej sprawdza się tu Walcott i Wojtek. Theo jest człowiekiem niezwykle empatycznym, zawsze potrafi mnie wesprzeć. U bramkarza zaś znajduję racjonalizm. 

Po treningu pojechałem do Jacka, żeby nie siedzieć samemu w czterech ścianach. Często spotykam się z chłopakami po treningach. Lubię wpadać do Podolskiego, bo jego żona genialnie gotuje. Poza tym jego dzieci mnie uwielbiają - z wzajemnością. Jack znowu pokłócił się z Lauren. Szczerze mówiąc nie przepadam za nią, trzeba było go jednak jakoś pocieszyć. Nim się obejrzałem była już 22. Pożegnałem się z przygnębionym Wilsherem i wstąpiłem do pobliskiego sklepu. 

***

- Cholera! Nie mam ketchupu! Nie chce frytek bez ketchupu. Zawsze muszę o czymś zapomnieć.- zaczęłam przeklinać swoją osobę. Chciałam zrobić sobie kolację, a będąc nad ranem w sklepie nie kupiłam ketchupu. Poddenerwowana założyłam czarną bluzę, szare jeansy oraz stare adidasy i udałam się z powrotem do supermarketu. Po zakupieniu potrzebnych rzeczy w postaci wyżej wymienionego ketchupu, czteropaku piwa i paczki papierosów, z naburmuszoną miną ruszyłam w stronę domu. Miałam zły dzień. Nagle poczułam, że na czymś się zatrzymałam. Na czymś, a raczej na kimś. Na mężczyźnie. Na mężczyźnie, którego skądś już znałam. Cholera. To jest on?

***

Idąc w stronę sklepu skupiłem się bardziej na swoim telefonie niż na drodze przede mną. Właśnie przez to wpadłem na jakąś dziewczynę. Stanąłem zaskoczony i przyglądałem się jej reakcji.
- To, że jesteś wyższy nie oznacza, że możesz sobie wchodzić na niewinnych ludzi - wydusiła z siebie. Miała dość nietęgą minę. Na jej twarzy malował się grymas. Wyglądała jak bokser czekający na ringu na rozpoczęcie walki. W oczach jednak miała strach. Nie zdziwiłbym się gdybym dostał od niej po twarzy jednak obeszło się bez tego. Być może przez to, że miała zajęte ręce. Szczęściarz ze mnie. 
- Przepraszam, nie chciałem, mogę ci to jakoś wynagrodzić? 
- Zejdź mi z oczu. - wycedziła groźnie. Spojrzała mi odważnie w oczy. Były ciemne. Bardzo ciemne. Niemal czarne. Miała na sobie czarną luźną bluzę i założony kaptur spod którego wystawało parę ciemnych kosmyków włosów. Była bardzo szczupła. Sprawiała wrażenie kruchej, delikatnej. Wyglądała jak porcelanowa laleczka. Odsunąłem się grzecznie robiąc jej miejsce, aby mogła swobodnie przejść. Odprowadziłem ją wzrokiem za róg po czym stałem tam dobre pięć minut. Zacząłem zastanawiać się kim właściwie jest ta dziewczyna i dlaczego nigdy wcześniej jej nie spotkałem. 

***

Weszłam do domu i oparłam się o drzwi. Spotkałam Ramseya.. W rzeczywistości jest przystojniejszy. Wyjęłam paczkę papierosów i wzięłam jednego do ręki. Udałam się do pokoju po czym otworzyłam szeroko okno i usiadłam na parapecie. Mam okno na podwórze, więc bez problemu mogę palić w domu nie zwracając na siebie jednocześnie uwagi. Otworzyłam piwo. Po godzinie zobaczyłam, że wypiłam aż trzy, co było dziwne. Zwykle nie pijam dużo alkoholu i właśnie dlatego zaczęłam mieć głupie myśli. Doszłam do wniosku, że muszę się przeprowadzić. Nie lubię tej kamienicy. Ale jak się przeprowadzić, gdy nie mam pieniędzy? Będę musiała znów okraść jakichś mafiozów. Ryzykowne, ale kto nie ryzykuje, ten  nie ma nowego mieszkania. Można by powiedzieć, że to, co robię jest nielegalne. Można by zapytać gdzie moja moralność. Ja jestem zdania, że pieniądze tych bandytów po prostu się im nie należą. Oczywiście, mogłabym oddawać te pieniądze ludziom okradzionym, ale sama świata nie zmienię, a o własny tyłek zadbać jakoś muszę. Zaczęłam  się zastanawiać nad Ramseyem. Może przydałby się jakiś mały research? Teoretycznie w każdej chwili mogę wkraść się na jego komputer.. i może to zrobię? Zaczęłam pisać stronę, którą jutro wyślę w mailu Aaronowi. Na pewno go otworzy, bo podszyję się pod stronę Arsenalu, albo coś w tym stylu. Zamiast skończyć - odpłynęłam w krainę Morfeusza.. 


××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××××

Dziś znów krótki, jednak nie mam kompletnie weny a tym bardziej siły.
Zapraszam do komentowania i obserwowania,
Pozdrawiam, Wolfie :* 





wtorek, 4 listopada 2014

Første

- cholera! - krzyknęłam przerażona, gdy uświadomiłam sobie, że na dokumentach dotyczących wynajmu mieszkania podpisałam się Cache Security Hacker. Na szczęście mam kopię. Jeszcze raz. Pisz wolno i wyraźnie. Malin Solberg. Tak, teraz lepiej.
Rozejrzałam się po mieszkaniu. Mieszkam tu od roku. Niestety.. Muszę znaleźć lepsze miejsce. Miejsce w którym nikogo nie będzie obchodziło to, gdzie pracuję, jakie mam stanowisko i ile zarabiam. Nie lubię Londynu. To miasto wydaje się być dzikie. Sąsiedzi wtykający nos w nieswoje sprawy, wredni urzędnicy i wrzeszczący kibice, wracający nocami z pubów. Coraz częściej myślę nad powrotem do ojczystego kraju. Musiałby zostać poprzedzony zdobyciem fałszywych dokumentów, radykalną zmianą wyglądu, a co najgorsze przemyceniem sprzętu. Na granicach sprawdzają legalność oprogramowania. Dziewczyna z masą kabli, dysków, dwoma laptopami na pewno wzbudziłaby podejrzenia, a na to nie mogę sobie pozwolić. Niestety przesyłka paczką czy kurierem też nie wchodzi w grę. Tak bardzo tęsknię za Norwegią. Tam nikt nie interesował się moim życiem, mogłam tygodniami zalegać w mieszkaniu i nikomu to nie przeszkadzało. W Anglii gdy Pani Green nie widzi mnie przez 4 dni ma ochotę dzwonić na policję, ponieważ ubzdurała sobie, że mnie zabili. Kompletnie nie podoba mi się ta troska. Na szczęście jest listopad. Niedługo święta. Lubię je, ponieważ mogę zrobić zapasy jedzenia i udawać, że wyjechałam do rodziny, której tak naprawdę nie mam. Rodzice zginęli w wypadku, gdy miałam 2 lata. Wychowywali mnie dziadkowie, którzy już nie żyją. Dziadek zmarł gdy miałam 8 lat, babcia 2 miesiące przed ukończeniem przeze mnie 18 lat. przez rok mieszkałam w Oslo. Później niestety musiałam uciec do miasteczka Alta. Można powiedzieć - koniec świata, jednak podobało mi się tam. Dlaczego właściwie jestem w Londynie? Zaczęło się tak...


5 marca 2012r., Oslo

Patch//: Cache, przestępcy, którym zgarnęłaś pieniądze szukają Cię w całym Oslo. Obawiam się, że będziesz zmuszona przeprowadzić się w miejsce poza zasięgiem tych ludzi. 

Cache//: Jest takie miejsce w Europie, Patch? 

Patch//: Jest. Północna Norwegia. Nie odpisuj na tę wiadomość, nie chcę by nas ze sobą kojarzyli. Powodzenia Cache. 


18 stycznia 2013r., Alta
________________________________________________________________________

Oslo District Court
Sąd Rejonowy w Oslo


W dniu 9 września 2011r. (09.09.2011) obywatelka Norwegii Pani Malin Solberg dopuściła się czynu karalnego. Zagarnęła mienię należące do Pana Jarosllava Koslova w wysokości 3 000 000 koron norweskich NOK (350 000 EUR). Jeśli Pani Solberg w ciągu trzech dni nie zjawi się na dowolnym norweskim posterunku policji i nie podda dobrowolnie przesłuchaniu, zostanie wszczęte postępowanie karne. 
_________________________________________________________________________________

Cache//: Patch, będą mnie szukać. Pomóż mi wydostać się z Norwegii. Dostaniesz za to 15 tysięcy euro. Załatw mi dokumenty tymczasowe. Muszę przedostać się przez granicę. 

Patch//: Dokumenty dostaniesz jutro wieczorem. Powodzenia Cache.




...i właśnie tak straciłam nadzieję na spokojne życie w Norwegii. Na szczęście pomógł mi Patch. Znam go od 5 lat. Nigdy się nie widzieliśmy, nie wiem skąd jest, ale porozumiewamy się w języku norweskim. Pomógł mi w ucieczce przed jakimiś zwyrodnialcami ze wschodniej Europy. Koslov to szef gangu. Nie wiem jakim cudem udowodnił swoją niewinność, podejrzewam, że dużą rolę odegrały tu łapówki. A dlaczego ja jestem w to wszystko zamieszana? Potrzebowałam pieniędzy, jego gang zlecił mi zabezpieczenie komputerów. Podczas zabezpieczania wkradłam się na konto Koslova i ujrzawszy sumę, której wcześniej nie byłam w stanie nawet sobie wyobrazić postanowiłam przygarnąć 350 tysięcy euro. Zabezpieczenia po roku miały paść, podczas mojego pobytu w Oslo były one ściśle kontrolowane przeze mnie. W razie gróźb pod moim adresem miałam zerwać zabezpieczenia i zagrozić policją, jednak szef szajki wiedział, że w Norweskim sądzie znajdzie się ktoś, kto chętnie przyjmie łapówkę. Uciekłam na północ, aby Koslov dał sobie ze mną spokój. Jednak po roku dostałam pismo z sądu. Szukali mnie już wtedy w całej Norwegii. Najłatwiejsza była ucieczka. Od tej pory unikam Interpolu jak ognia, do momentu aż sprawa nie ulegnie przedawnieniu. O tym kim jestem nie wie nikt. I nikt nie ma prawa się dowiedzieć.

Wczoraj Patch przekazał mi informację o pracy dla mnie. Nie pytałam o szczegóły. Napisał tylko, że chodzi o piłkarzy. Nic o footballu nie wiem. Nic poza tym, że jest paru przystojnych graczy. Odpaliłam notebooka i napisałam do Patcha.

Cache//: Patch, możesz przekazać mi szczegóły tej pracy?

Cache//: Patch?

Patch//: Portal plotkarski szuka dobrego hackera do przeszukania historii wyszukiwań, zdjęć i innych takich ciekawostek z życia piłkarzy. Nie będzie to dla Ciebie trudne. Gromadzisz materiały i wysyłasz mailem do redaktora. Ten następnie opisuje to w jakiś sensacyjny sposób, a ty dostajesz swoją działkę. Co ty na to?

Cache//: Jakie informacje mam wyszukiwać? 

Patch//: Im bardziej szokujący news tym więcej pieniędzy zarobisz, jasne? Nagie fotki będą mile widziane. Fanki będą miały do czego piszczeć. 

Cache//: Patch, ty też masz zamiar dla nich pracować? 

Patch//: Nie Cache, to byłoby poniżej mojej godności, ale Tobie przydałaby się uczciwa praca. 

Cache//: Ja pracuję uczciwie. Te pieniądze nie należały się Koslovovi. Nie mam zamiaru pracować dla jakiegoś portalu plotkarskiego. 

Patch//: Gdybyś jednak się namyśliła, to zaczynają od Arsenalu Londyn. Chyba idą alfabetycznie. Artykuły mają pojawiać się raz w tygodniu, o dowolnych gwiazdach z klubów. Wiesz kto gra w Arsenalu? Bo ja nie.

Cache//: Dowiem się Patch, spokojnie. 

Wyłączyłam notebooka. Spojrzałam na zegar. 2:56. Reszta populacji pewnie o tej godzinie śpi, ale ja nie jestem jak wszyscy. 3 w nocy, czyli pora na śniadanie. Zajrzałam do lodówki. Ku mojemu niezadowoleniu świeciła pustkami. Na moje szczęście część sklepów jest otwarta całodobowo. 
Udałam się do pobliskiego supermarketu. rozejrzałam po półkach i zaczęłam zastanawiać się, czego szukam. 5 pudełek mrożonej pizzy, 5 paczek frytek, 3 pudełka lodów. Podstawę już mam. Do tego kilka bajgli, dwie czekolady, mleko i zakupy na tydzień zrobione. Wróciłam do domu, rozpakowałam zakupy. Na śniadanie świeże bajgle z masłem orzechowym i mleko. Usiadłam przy laptopie i zaczęłam obserwować kursy walut. Po chwili przypomniałam sobie o czym mówił mi Patch. Arsenal Londyn.. Kto tam gra? Sprawnie wygooglowałam skład klubu. Walcott, Szczesny, Wilshere, Ramsey.. Przystojniak z tego Ramseya.. 
Co my tu mamy. Aaron Ramsey, ładne masz imię kolego. Walijczyk. Partnerka? Brak. Zresztą nieważne.. po co ja to sprawdzam? Nie będę sprzedawać sekretów jakiegoś piłkarza jakiemuś brukowcowi czy innemu chłamowi. Chyba muszę się przespać...

 

××××××××××××××××××××××××××××××××××××

Pierwszy krótki, następne powinny być dłuższe :) 
Dziś mała zapowiedź tego, jak Malin zainteresuje się Aaronem. Nie zraźcie się zagmatwaniem tego rozdziału, kolejne będą bardziej ogarnięte :p 
Zapraszam do komentowania i obserwowania :*


poniedziałek, 3 listopada 2014

Prologen

Kim jestem? Jestem Cache. Moje imię i nazwisko? Nazywaj mnie Cache. Nie znajdziesz mnie poza siecią. Istnieję tylko w internecie. Nie próbuj poznawać mojej tożsamości. To nie jest istotne. Nazywasz mnie hakerem? Nie przyznam się do tego, ale i nie zaprzeczę. Nie lubię kłamać. Czy mam do Ciebie jakieś pytania? Nie. Wiem o Tobie wszystko. Skąd? Internet mi powiedział. On wie o Tobie wszystko. On nie zapomina. Pamiętaj o tym. Każdy Twój krok jest kontrolowany. Wszystko co robisz pozostawia ślad. Wszystko.




Wszystko...








Wszystko..











Wszystko.

×××××××××××××××××××××××××××××××××××


Witajcie! Jest i prolog. Mam nadzieję, że choć trochę was zaciekawił. Opowiadanie nieco inne niż cała reszta, ale również o naszych kochanych piłkarzach :)
Zapraszam do komentowania, każda opinia bardzo dużo dla mnie znaczy, jeśli zaciekawił Cię prolog zapraszam do obserwowania :)