UWAGA!
Opowiadanie zawiera niecenzuralne słowa, więc jeśli jesteś osobą wrażliwą polecam nieczytanie tego rozdziału :)
_________________________________________________________________
Po paru piosenkach przetańczonych z nieznajomym mi facetem stwierdziłam, że chcę się przewietrzyć. Wiedziałam tylko, że osobnik nazywa się Jack i wydawało mi się, że jest zawodnikiem tego całego Arsenalu. Chłopak nie chciał zostawić mnie samej co tak naprawdę mi nie przeszkadzało. Był uroczy. Choć mocno wstawiony, potrafił się zachować. Do tej pory..
- Wiesz, tak naprawdę to miałem Cię zaliczyć, ale jesteś chyba jakąś znajomą Ramseya bo się strasznie wkurwił jak mu to powiedziałem. Poza tym jesteś chyba nieletnia. Jeszcze pójdę siedzieć, a to by zaszkodziło mojej karierze. - na te słowa zaniemówiłam. Jego słowa dotarły do mnie dopiero po kilkunastu sekundach. Byłam oszołomiona.
- Powinnam ci przywalić ale jesteś pijany, więc pójdę do tego Twojego Ramseya i mu powiem, że tu jesteś.- jak powiedziałam, tak zrobiłam. Zaskoczyła mnie bezczelność tego człowieka, a skoro ten Aaron tak gwałtownie zareagował, to może przetłumaczy jak powinno się postępować z kobietami.
Weszłam do klubu i ruszyłam w stronę grupki piłkarzy. Przy Aaronie kręciła się już rudowłosa kobieta, na oko 30 lat, ubrana w sukienkę, w której spokojnie mogłaby pracować w klubie go go. Robiła słodkie minki do każdego z piłkarzy. Gdy podeszłam do nich, Ramsey szybko wstał i poprawił swoją czarną, idealnie wyprasowaną koszulę. Aż się prosił o to, aby zapytać czy nowa, czy wyprana w perwollu.
- Mógłbyś się zająć swoim kolegą? Jest kompletnie pijany i gada głupoty. Ma szczęście, że jestem dziś wyjątkowo spokojna, bo miałby już obitą twarz. - słysząc to, Aaron zmarszczył czoło i kazał mi poprowadzić go do Jacka.
- Co ty powiedziałeś tej Pani? - pani? jestem od niego młodsza..
- jaaa? To co Tobie - powiedział i roześmiał się Wilshere.
- Chyba ktoś musi Cię w końcu wychować - zacisnął pięści szykując się do walki. Widząc to chwyciłam go za ramię i starałam uspokoić. Spojrzał na mnie i złość momentalnie zniknęła z jego twarzy.
- Muszę już iść, a ty.. nic nie rób Jackowi. Jutro rano i tak będzie chorował - posłałam Aaronowi uśmiech i weszłam z powrotem do klubu, aby wyjść innymi drzwiami. Nie chciałam aby piłkarze nagle zaczęli się bić czy coś w tym rodzaju. Jestem poszukiwana w całej Europie więc wolę nie zwracać na siebie uwagi. Poza tym, Wilshere był kompletnie pijany więc i tak nic by do niego nie dotarło.
Wróciłam do domu i wykończona opadłam na łóżko. Po paru sekundach usnęłam.
*
Z rana musiałam załatwić wszystkie potrzebne dokumenty do mojego cudownego, jednak ryzykownego planu. Sfałszowane papiery, testy na ojcostwo, akty i tak dalej. Z tym wszystkim muszę udać się do mojego nowego przyrodniego brata. Spędziłam nad tym niemal cały dzień. Jeśli mi się nie uda znów będę musiała uciec. Tym razem chyba do Australii. Postanowiłam zaryzykować. Spędziłam wieczór na researchu. Coś jednak poszło nie tak. Mój obiekt zmienił dostawcę internetu. Niech to.. jeszcze wczoraj wszystko działało. Po paru próbach, na ekranie wciąż pojawiał się błąd dostępu. Była 23. Wyszłam z domu, wsiadłam w samochód i pojechałam pod wcześniej wyszukany adres. Zatrzymałam się pod sporych rozmiarów domem. W oknach widać było dwie postacie. Widać wyraźnie. Kobieta i mężczyzna. Kłócą się. Postanowiłam jednak robić to, co do mnie należy. Wkradłam się na podwórko i znalazłam interesującą mnie puszkę. Podważyłam zaślepkę scyzorykiem. Podłączyłam swój komputer do kabli które połączyłam uprzednio z wystającymi światłowodami. Teraz tylko włączę program napisany przez Patcha i wszystko gotowe. Pozostało 9 minut. Okej, poczekam. Nagle usłyszałam jakiś płacz. Głośno szlochająca osoba trzasnęła drzwiami i szybko oddaliła się od domu, odjeżdżając spod podjazdu z piskiem opon.
***
- Jennifer nie wiem o czym ty mówisz! Nie znam tej kobiety, rozumiesz?
- Olivier mam Cię dość! Mam Cię po prostu dość! Nienawidzę twoich kłamstw i nie zamierzam ich dłużej znosić! Jesteś zarozumiałym, zadufanym w sobie ignoranckim dupkiem!
- Jennifer..
- Nie mów nic do mnie! Nie mogę już na Ciebie patrzeć. Mdli mnie na twój widok. Jesteś ostatnią osobą z którą zamierzam spędzić swoje życie! Egoistyczna, kłamliwa męska świnio! Daję Ci wolną rękę, możesz robić z tą czy inną dziwką cokolwiek chcesz, mam to gdzieś.
- Jenn..
- Pieprz się Giroud! - partnerka Oliviera wypowiadając ostatnie słowa wyszła trzaskając mocno drzwiami. Mężczyzna właśnie wrócił do domu po meczu. Jego żona dowiedziała się o zdradzie. Był wtedy daleko od domu, pewien, że nic się nie wyda. Ona była taka kusząca. Zapewniała mu dyskrecję. Jak widać przeliczył się. Pani Giroud musiała to zaplanować. Miała już spakowane walizki. Zawsze była nieufna, miała ku temu powody. Bez przerwy ktoś donosił jej o zdradach jej męża. Łudziła się jednak że te informacje są wyssane z palca. Chciała w to wierzyć. Jednak było tego już za wiele.
***
Po zakończeniu pracy programu mogłam spokojnie udać się do domu. Zastanawiało mnie co się stało w mieszkaniu piłkarza. Pewnie kłótnia małżeńska.. Może to i lepiej? Niedługo będę musiała zacząć realizować swój plan, najlepiej jak najszybciej. Przypomniałam sobie o Wilsherze. Wypadałoby się zemścić za to co powiedział. Może jednak nie warto? Był pijany, przez co szczery do bólu. To tylko facet. Zwykłe bezmózgie yeti. Cholerni mężczyźni! I jeszcze ten tekst z wątpieniem w moją pełnoletniość. No tutaj to się chłopak pogrążył. Jestem od niego młodsza tylko rok a on mi tu z czymś takim wyjeżdża. Idiota!
Ciekawe co u Aarona.. zastanawiam się czy dał spokój Wilsherowi. Przyznam szczerze, że jest niezły. Ma piękne oczy i taki męski zarost.. dobra, koniec bo się rozmarzę. Idę spać, bo jutro rozpoczynam akcję rodzinka. Wszystkie dokumenty ładnie zabezpieczę jutro. Dziś już padam na twarz...
***
Obudziłam się wczesnym rankiem. Wczoraj w nocy wyszukałam, że trening Arsenalu zaczyna się o 10 rano. Była 6. Do mojego obiektu udam się o 8. Postanowiłam założyć ciemne jeansy i koszulę w kratę. Do tego buty na niewielkim obcasie. Mam być grafikiem, muszę jakoś przyzwoicie wyglądać. Włosy w wysoki kucyk, delikatny makijaż, pełny profesjonalizm. Zabrałam aktówkę z wszystkimi potrzebnymi papierami, napiłam się łyk kawy w biegu, zauważając, że powinnam wyjść z domu kilkanaście minut temu.
Dotarłam na przedmieścia Londynu. Mam ogromnego farta, że nie stresują mnie takie sytuacje, bo raczej nie odważyłabym się zadzwonić do drzwi.
Otworzył mi przystojny mężczyzna, w samych bokserkach. Był zaspany, na początku dość zaskoczony, po chwili jednak uśmiechnął się szeroko i przygryzł wargę.
- W czym mogę Pani pomóc? - uśmiechnął się tajemniczo.
- Dzień dobry, mogę wejść? Nie wydaje mi się, by była to sprawa do załatwienia w progu.
- Oczywiście - zmarszczył lekko brwi, zaprosił mnie do środka i udał się do jednego z pomieszczeń, po paru sekundach wrócił z założonymi spodniami i koszulką.- więc co Panią do mnie sprowadza? Jest Pani dziennikarką? Zwykle ich nie wpuszczam, ale Pani jest chyba za młoda na ten zawód.
- Nie, dobrze się Pan domyśla, nie jestem dziennikarką. Nazywam się Malin Solberg i chciałam porozmawiać o Pańskim ojcu.
- Mój ojciec nie żyje - Francuz zrobił nieco podejrzliwą minę
- Tak, wiem. Chciałam tylko Pana poinformować, że jestem Pańską przyrodnią siostrą. - serce biło mi jak nigdy dotychczas. Czekanie na jego reakcję było najgorszą rzeczą od dawna. Nie bałam się tak nawet Koslova. Giroud zaś zaniemówił.
- Słucham? - wykrztusił z siebie po chwili milczenia.
- Rozumiem, że jest Pan zaskoczony. Dokładnie dwadzieścia dwa lata temu Pana ojciec miał romans z moją mamą. Często wyjeżdżał w delegację, prawda? - w odpowiedzi otrzymałam delikatne skinienie głową - Jestem Pana siostrą Panie Giroud. Wiem, że może mi Pan nie wierzyć, dlatego przygotowałam dla Pana wszystkie odpowiednie dokumenty. - Wyjęłam plik kartek i podałam je mojemu nowemu bratu. On zaczął powoli przeglądać wszystkie dokumenty. Oparł głowę o rękę i powoli, szczegółowo czytał każdy tekst. Po parunastu minutach głęboko westchnął.
***
- Wilshere ty mendo - warknął w stronę kolegi z drużyny Ramsey.
- Czego znowu? - oparł z wrednym uśmiechem Jack.
- Nie pamiętasz już co powiedziałeś tej dziewczynie w klubie?
- Aaron daj spokój, to jakaś głupia małolata, która jakimś cudem mi się oparła.
- Jakimś cudem? Jesteś obrzydliwy w całym tym swoim samouwielbieniu.
- Ramsey, trafiła mi się jakaś cnotka niewydymka a ty mi tu jakieś głupoty pieprzysz. Proszę Cię, sama się o to prosiła.Dziwka jak wszystkie inne. - po paru sekundach od wypowiedzenia tych słów w stronę Wilshera został wymierzony mocny cios. - Ramsey pokurwiło cię?! Kurwa co ty odpierdalasz jak ja się pokażę na ulicy?!
- Odszczekaj to Wilshere. - Aaron z poważną miną spojrzał na swojego przyjaciela. Po chwili podbiegła do nich grupka chłopaków.
- Aaron co ty mu zrobiłeś - pisknął z przerażeniem Kieran.
- Nic mi nie zrobił. Zasłużyłem - uśmiechnął się delikatnie Jack. - zostawicie nas na chwilę samych? - grupka mężczyzn odeszła od dwójki przyjaciół. Zostali sami. Ramsey stał jak wryty. - Aaron. Masz rację. Ta dziewczyna coś dla Ciebie znaczy, przepraszam Cię najmocniej. Jestem idiotą, nie pomyślałem o tym. - ze skruszoną miną powiedział Wilshere.
- Nie znam jej Jack. Co to za różnica do cholery czy ona jest moją przyjaciółką, siostrą, żoną, kochanką czy po prostu losowo spotkaną dziewczyną? Potrafisz mi to wytłumaczyć? Dlaczego masz szanować kogoś kogo znam, a inną kobietę nazywać dziwką? Opamiętaj się Jack. To, że nie układa ci się z Lauren nie świadczy o niczym. No, może poza twoim brakiem dojrzałości. Żegnam Cię Jack. Dorośnij w końcu. - Aaron odszedł od bruneta spoglądając w stronę trenera, który widocznie nie miał najlepszego humoru. Po przyjściu do reszty drużyny dowiedział się, że Olivier nie dotarł na trening. Wenger zapytał czy ktoś może go odwiedzić, bo nie odbiera telefonu. Jak zwykle nikt się nie zgłosił. Giroud nie ma zbyt wielu kumpli ze względu na swoją ...powiedzmy delikatnie kochliwość.
- Ja pojadę trenerze. I tak nie mam nic do roboty.
***
- No dobrze więc.. może przejdźmy na ty? - uśmiechnął się niemrawo piłkarz.
- Pewnie, przydałoby się - odwzajemniłam uśmiech - Malin - podałam mu rękę.
- Olivier - jego twarz zdawała się rozpromieniać. Nie był to jednak uśmiech jak z samego rana, gdy zastałam go w samych bokserkach.
- Malin, co właściwie robisz w Londynie? Czym się zajmujesz? Skończyłaś już szkołę? Masz kogoś? Co z twoją matką? - Zalał mnie na wstępie pytaniami. Postanowiłam na wszystkie w miarę możliwości odpowiadać zgodnie z prawdą, aby się później nie pogubić.
- Mam 21 lat, jestem z zamiłowania grafikiem. Nie skończyłam w tym kierunku studiów. Byłam zajęta zarabianiem. Pracowałam w domu przy jakichś mniejszych projektach typu plakaty czy ulotki. Projektuję je. Czasami trafiło się coś z retuszu. Zajmuję się zarówno grafiką rastrową jak i wektorową. Musiałam skupić się na zarabianiu, ponieważ jestem sama. Moja mama zmarła razem z ojczymem w wypadku gdy miałam 2 lata, później wychowywali mnie dziadkowie, jednak oni też już nie żyją. Nie mam żadnej bliższej rodziny. Właściwie nikogo bliskiego. Dlatego chciałam Cię odnaleźć. - załamał mi się głos, w moich oczach pojawiły się łzy. Obcemu facetowi wyjawiłam prawdę, choć nie miałam takiego zamiaru. Niestety, choć lubiłam samotność, to noce były dla mnie utrapieniem. Myślałam o tym wszystkim, o moich rodzicach, których nigdy nie poznałam, o dziadkach, o wszystkich ciotkach i wujkach którzy nie zainteresowali się w ogóle moimi losami. Było mi ciężko szczególnie przy sprawie z Koslovem. Wiedziałam, że jeśli pójdę do więzienia, to nikt kompletnie mnie nie odwiedzi. Gdy wyjdę nie będę miała gdzie wrócić. Okrutne lecz prawdziwe. Często chciałam by ktoś po prostu mnie przytulił. W chwilach takich jak ta, gdy po policzkach spływały łzy, jedna za drugą. Gdy moja twarz nie wyrażała żadnych emocji, dostrzec można było jedynie strużkę łez, nic więcej. Poczułam ciepło Oliviera. Wiedziałam doskonale, że mnie przytula. Bałam się na niego spojrzeć. W tym momencie pojawił się w salonie Ramsey. Giroud obejmował mnie lekko, a ja miałam na policzkach łzy. Wytarłam je delikatnie wierzchem dłoni i uśmiechnęłam się do Oliviera.
- Cześć Aaron - uśmiechnął się do niego i pocałował mnie w czoło. Zaskakujące jak dużo może zdziałać jedno przytulenie. Poczułam ciepło. Po tym drobnym całusie w czoło miałam ochotę szeroko uśmiechnąć się. Powstrzymywał mnie jedynie Ramsey, który wzrokiem zdawał się przewiercać mnie na wylot.
__________________________________________________________________
Końcówka o wiele bardziej mi się podoba niż początek. Nareszcie mam odrobinkę weny, więc publikuję i zabieram się za dalsze pisanie :)
Zapraszam do obserwowania i komentowania,
Wolfie :*